Na balu, wśród którego ubiorem wykwintnym, tańcem, manierą, francuzczyzną celował między wszystkiemi lwami z nad Wieprza, nazwały go panie poglądające nań ciekawie, piękną maseczką. Był to kalambur stworzony przez jedną uwiędłą, starą pannę, która od lat kilku poczęła chorować na dowcip, przestawszy boleć na serce.
Jakby na złość wszystkim, podrażniwszy sobą ciekawość karnawałowych gości, piękny nieznajomy tak zręcznie się ukrył i wyniósł, że nikt, ale to nikt, dowiedzieć się nie potrafił ktoby to mógł być. Słuszną z resztą ciekawość posunięto aż do małego śledztwa i badania w domu zajezdnym, w którym znaleziono nieczytelnie bardzo, ale zamaszysto okrutnie zapisane nazwisko, i tę pewność, że na powrót udał się do Warszawy. Ze szczegółów udzielonych przez Kellnera, szwajcara, posługacza w traktjerni i gospodarza domu, wnosić tylko było można, że straszliwie musiał być bogaty, bo pieniędzmi sypał i wygódek sobie nie żałował, a na wszystko się uskarżał, nawet na najparadniejszy pokój
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/369
Ta strona została uwierzytelniona.
69