wytwornie, i wiedział iż mu z tem musi być ładnie.
Piękny jeździec zwrócił też oczy nietylko tych pań, ale i wszystkich przechodzących; panie i panowie zatrzymywali się aby nań popatrzeć, ulicznicy świszcząc stawali i brali się pod boki niby naśladując postawę jego na koniu, a podrygując kolanami, z ochoty przejechania się podobnież, choćby raz w życiu, z okien wszystkich piętr pokazywano go sobie palcami... robił widocznie wrażenie, na które jednak wcale się zważać nie zdawał.
Koń też nie zajmował go zbytecznie, bo jeździec nim władał z niezmierną swobodą, i miał czas na wszystkie oglądać się strony, ledwie jednym palcem dotykając cugli.
W téj pielgrzymce po domach dosyś obojętnemi odbywanéj oczyma, wzrok jego padł na ów balkon z którego panie przyglądały mu się z sercem bijącem, uśmiech okrasił jego piękną twarz męzką, zdjął żywo czapeczkę, i ukłonem niezmiernie grzecznym, niezatrzymując się wszakże, dał im znać że je doskonale poznał.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/375
Ta strona została uwierzytelniona.
75