Pan Feliks milczał, bojąc się wywołać sarkazmów żony, do których zdawała się w towarzystwie jego nabierać usposobienia; weszła szczęściem Mania i zaraz przypuszczono ją do podziału radości ze znalezienia owego pięknego nieznajomego, który ją także bardzo niewiele obchodził, ucieszyła się jednak widząc Elwirę rozpromienioną.
W duszy jéj saméj było smutno, a trafem jeszcze właśnie gdy Elwira zabawiała ją opowiadaniem o jeźdzcu na białonóźce, oko Mani padło na ulicę roztargnione i spotkało owego garbusa, który ją idącą do kościoła zaczepił... Lice jéj zapłoniło się i cofnęła z balkonu. Ale instynktem wiedziony pan Feliks przybliżył się i wyjrzał szukając przyczyny pomięszania dziewczęcia.
Nieznajomy ów jegomość, szedł przeciwnym ulicy trotoarem z jakimś drugim mężczyzną, oba palili cygara, i zdawali się w humorach niepospolicie zaróżowionych... Oba razem nieco w téj chwili przystanęli, zwrócili oczy na balkon, coś poszeptali ujrzawszy Feliksa i poszli oba daléj powoli.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/381
Ta strona została uwierzytelniona.
81