czne zapasy u zastawionego przy małym stoliczku śniadania i wódek. Humory wcale były nie złe, pora piękna, jedzenie jak cetel okazywał, obiecywało być wytwornem, gospodarz tylko nosił chmurkę na czole, bo żona dowiedziawszy się o tym obiadku, wyrzucała mu go jako marnotrawstwo i rozpustę, i pożegnała taką nauką moralną, że nawet stary koniak nie odrazu strawienie jéj ułatwił.
A wypił go dobrych parę kielichów Narębski, aby się rozweselić. Przewidywał on już w następstwie po obiedzie kilka dni małżeńskich kwasów, narzekań, wymówek, dąsań, łez, alluzji, bólów głowy, ale kość była rzucona i cofać się już nie pora. P. Feliks myślał już otrząsając się z przykrych przeczuć, że dość będzie cierpieć gdy po grzechu przyjdzie koléj na pokutę.
W chwili gdy się już zabierali do śniadania, ostatni zaproszony przestąpił próg salonu, i powitany został ogromnym towarzyszów okrzykiem.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/390
Ta strona została uwierzytelniona.
90