Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/393

Ta strona została uwierzytelniona.
93

mata niekiedy wysnuwał z hojnéj imaginacji i improwizował je przed zdumionemi słuchaczami. Gdy mu kto zaprzeczył, bez gniewu i urazy zwracał się do innego zupełnie przedmiotu, milczeniem obojętném wszelki powód do sporu odpierając.
Justyn, który raczéj dowcipował i wysilał się na koncepta, niż opowiadać umiał, miał w nim wielce niebezpiecznego współzawodnika. Ten tylko powtarzał słyszane, Soroka zaś opowiadał co widział i gdzie był, a miał tak prosty naturalny sposób tworzenia powieści najmniéj prawdopodobnych, że w ustach jego najwierutniejsza bajka nabierała kolorytu rzeczywistości. Justynowi potrzeba było poklasku, ten wcale się oń nie troszczył, słuchaczów miał zawsze, wielbicieli nie potrzebował; a nie uganiał się za towarzystwem i laskę robił gdy się gdzie pokazał, bo lubił dom i cichy kątek, w którym z pamiętnikami zawsze jakiemiś w ręku, przepędzał nieraz miesiące samotny, nie tęskniąc wcale za towarzystwem i światem.