Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/394

Ta strona została uwierzytelniona.
94

— Jak się macie dzieci! jak się macie? odparł Pułkownik — oho! już około śniadania! a na najstarszego wiekiem, na dziekana obiadu nie poczekaliście! Nie ma teraz subordynacji! Dawajcież mi kieliszek wódki co prędzéj, abym się za wami maroderem nie został.
Feliks już nalewał koniaku, pułkownik powąchawszy go wychylił, i o kiju zbliżając się do stolika, podał szeroką dłoń wszystkim przytomnym z kolei.
— A zatem hulamy dziś! — rzekł wesoło pokręcając wąsa, bardzo dobrze!! Niezbyt często, ale czasem się zebrać, podochocić, pogawędzić, kupą rozgrzać, zdrowa rzecz. Tylko że to wasze dzisiejsze babskie pokolenie mleczaków od lada czego niestrawności dostaje i niewiedzieć czem się spije. O! o! nie tak to ongi bywało.
— No! a jakże bywało, Pułkowniku? — zapytał Feliks.
— Dam wam co do żołądków naprzód przykład historyczny, tylko posłuchajcie, rzecz najprawdziwsza w świecie, tysiące świadków na