Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/396

Ta strona została uwierzytelniona.
96

łożeniu, zostaliśmy wezwani przez komendanta wszyscy starsi, — na naradę.
Komendantem był Francuz, człowiek dobry, ale głowa nie tęga, wąsy miał ogromne, rąbał okrutnie, ale prochuby nie wynalazł; ten zebrawszy nas powiada: — Mościpanowie, baczność na to co się tu ogłosi, jedno mamy z trojga do wyboru, albo się poddać, albo w powietrze wylecić, albo z głodu zdychać, co tu tedy robić? radźmy. Ja wotuję za prochem.
Podawano różne środki, wcale jednak nie praktyczne; jedni chcieli jeść z kolei słabszych towarzyszów i mniéj naówczas potrzebne w fortecy niewiasty, drudzy radzili rozpaczliwą a gwałtowną zrobić wycieczkę w stronę gdzie stały woły oblegających, wszystko jednak niedawało się jakoś uskutecznić.
Gdy rady wyczerpano i milczenie uroczyste zwiastowało, że nic do powiedzenia nie miano, ja wstałem z miejsca i oświadczyłem że mam pewny sposób wyratowania wojska i przeżywienia go pókiby odsiecz nie nadeszła.