żem go słyszał nie jeden raz za dobrze zastawionym stołem. Czekajcież kto to taki?
— Cicho! zawołał Feliks nachylając się ku niemu — to Pluta.
— Cóż? zmartwychwstał? śmiejąc się podchwycił Justyn — wszakże już był pogrzebion W łachmanach i pokropion wódką prostą — gdzież on, u Bouquerel’a??
— A no! odezwał się Baron siedzący w pobliżu głos zniżając, wyskrobał się znowu na utrapienie ludzkie, przywdział suknią, napełnił kieszenie i po świecie chodzi.
— Ale z kimże biesiadować może? ktoby się z nim zadał? przerwał ktoś z współbiesiadników.
Justyn, który był bardzo usłużny, rzucił zaraz serwetę, cicho powstał ze swojego miejsca, i poszedł na zwiady, a w pół kwadransa powrócił.
— To są jacyś panowie ze wsi, którzy go znali widać jeszcze kiedy był na nogach.
— Ale któż raczy?
— Sam kapitan...
— Jakto? znowu ma pieniądze?
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/403
Ta strona została uwierzytelniona.
103