Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/406

Ta strona została uwierzytelniona.
106

dzy; na obiad zapraszając chce tylko po nas dobrego apetytu i stosownego humoru, nie przywiązując nawet wagi do białéj kamizelki i fraka.
Takiego Amfitriona szukać potrzeba ze świecą, mościpanowie, i bodaj się jemu podobni rodzili na kamieniu; więc gdy wniosę jego zdrowie, gdy powitam go w imieniu społeczeństwa przybywającego do Warszawy dla odrodzenia starego obyczaju, w wielkiéj jak widzicie missji społecznéj, jestem pewien, że głos mój znajdzie echo w sercach wszystkich, że odpowiecie mi jednomyślnym toastem: Vivat Feliks!
— I miljonowy kalambur, a do tego łaciński! dodał Purchawka... a wszyscy huknęli tak głośno, że aż w ulicę po nad głowy przechodzących, musiał Feliks wylecieć.
Krzesła z łoskotem się rozsunęły, wszyscy poszli stuknąć w kielichy z panem Feliksem, a w téjże chwili drzwi bocznego pokoju otwarły się na oścież i z kielichem szampana także ukazał się w progu kapitan Pluta, bardzo przyzwoicie ubrany, wiodąc za sobą