Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.
33

Kamerdyner, który patrzał na całą tę scenę, powrócił do pokoju Jenerałowéj, zabierającéj się właśnie do wieczornéj modlitwy, do któréj liczne książki różnéj formy, medale i różańce przysposobione już leżały.
— Ten pan Fryderyk — proszę JW. pani — zamiast jechać do Lublina — tu został.
Jenerałowa chciała udać obojętną, ale ręce się jéj zatrzęsły, pobladła i choć w obec sługi pragnęła się nie wydać z niepokojem, nie była panią siebie.
— Nie pojechał? spytała.
— Nie — dyliżans odchodzi, a on siadł i został tu, mówi, że się z JW. panią gdzieindziéj widziéć będzie.
— A! znam go! to natrętny żebrak, najgorszego prowadzenia człowiek, kiedyś mu świadczyłam.... mój Ignacy — ale cóż tu poradzić...?
— Ja nic nie poradzę, bo na mnie się tak ofuknął... hardy jakiś.
— Jenerałowa chwyciła podróżny pugilaresik, napisała żywo kilka słów ołówkiem, i zawinąwszy parę papierków, które wyglą-