Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/415

Ta strona została uwierzytelniona.
115

ło się jakby snem przykrym tylko, a goście natychmiast rozchodzić się zaczęli.
— Miałem zupełnie podobny wypadek, przerwał Pułkownik usiłując rozweselić towarzystwo, jednego razu na obiedzie w Wiedniu...... nagle, gdyśmy się tego najmniéj spodziewali, wszedł do sali nieboszczyk pochowany przed laty dwudziestu, wyłajał nas wszystkich winnych i niewinnych, zjadł skrzydełko kurczęcia, wypił kieliszek madery staréj, i zakręciwszy się powrócił do mogiły.
Ale ani ten koncept niewczesny ani żarciki Justyna, swobody i wesela przywrócić nie mogły, wszyscy byli powarzeni, wymykali się, uchodzili... Jeden Baron Dunder jakimś niby przypadkiem szukając kapelusza przyzostał.
Gdy nareszcie znaleźli się sami, żywo przybliżył się do Feliksa.
— Słuchaj, rzekł — powiedz mi szczerze, to co ten łotr prawił, to są, nieprawdaż — potwarze czyste?
— Ja nic niewiem, rzekł Feliks.
— Ale to muszą być fałsze.