Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/427

Ta strona została uwierzytelniona.
127

dotąd nieumiano. Mógł przecie łatwo znaleźć kogo coby go do domu wprowadził, poznać się z Narębskim, znaleźć środek przybliżenia.
Elwira tupała nóżką z niecierpliwości, powtarzając nawet przy matce:
— Ależ moja mamo, to do niczego niepodobne! Czyżby dotąd nie znalazł nikogo coby go do nas mógł wprowadzić? czyżby naostatek nie przyzwoiciéj już było przyjść samemu i z mocy dawniejszéj znajomości nas odwiedzić? Ja tego nie rozumiem! Co za fantazya śmieszna, dziecinna, chodzić, patrzeć wzdychać, a nie starać się zbliżyć, przecież okazuję mu, że nie mam wstrętu. Juściż zna obyczaje świata, bo niezawodnie to wielki pan, wie że tak trwać niepowinno i nie może.
— Zdaje się, — odpowiadała matka, — że potrzeba być cierpliwemi, może chce wprzód dobrze wybadać okoliczności, dowiedzieć się o domu, boi skompromitować, może ma jakie przeszkody w familji, jakie zobowiązania dawniejsze, wszystko się trafia. Ale doprowadzony do ostateczności, będzie się musiał nareszcie zbliżyć. Uważasz jednak, że rzadki