Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/428

Ta strona została uwierzytelniona.
128

dzień, abyśmy go gdzie nie spotkały lub nie zobaczyły, przesuwa się prawie zawsze w jednych godzinach, łatwo ci ich dopilnować, dać mu trochę nadziei i okazać uczucia, ale zręcznie jednak, rozumiesz.
— Ale bardzo dobrze rozumiem, odparła Elwirka z dosyć złym i nadąsanym humorem, już ja będę wiedziała co z nim robić, ale że nudny to nudny, żeby téż mnie tak męczyć i nie szukać sposobu dostania się do naszego domu, wszyscy przecie u nas bywają.
Drugiego dnia po scenie u Bouquerel’a, panie wyszły z południa do Saskiego ogrodu na przechadzkę. W wielkiéj alei świetnych toalet było mnóstwo, w bocznych, jak zwykle, bawiły się matki, bony, dzieci i ci co więcéj cienia i spokoju niż ludzkich szukają oczów. Łatwo się domyśléć, że panie nasze nie poszły na boczne ścieżki, gdzieby ich nikt nie spostrzegł, ale ukazały się w środkowéj ulicy ubraniem od Włodkowskiego świeżuteńkiem starając się zwrócić oczy, współzawodniczek i ciekawe mężczyzn wejrzenia.
Chodziły już tak godzinę, gdy Elwira po-