— To, jak wyzdrowieje, ja poczekam, — dodał podróżny i glowę odwrócił.
Tymczasem dyliżans już z przed ganku ruszał, konduktor usiadł na swe miejsce, pocztyljon z bata uderzył rozgłośnie, i konie pobiegły po bruku, a głowa młodego Teosia wychylona przez okno, próżno szukała czyjegoś wejrzenia i pożegnania.
Gdy się to dzieje, a kamerdyner odprawiony, powoli, ruszając ramionami powraca do Jenerałowéj, pan Feliks wyszedł chmurny i zamyślony z pokoju żony, chcąc sobie nieco spocząć na świeżém powietrzu.
Na wstępie uderzyła go zaraz ta postać dziwna, wygodnie sobie rozsiadła na ławeczce, któréj rysy zdały się mu nie zupełnie obce. Strój tylko i nędza były panu Feliksowi nie do pojęcia; stał, patrzał i oczom nie wierzył. Poszedł parę kroków zdumiony, a wtém podróżny głowę odwrócił.
Popatrzył także na zbliżającego się, i dobywając resztki papierosa z ust, począł jedno oko przymrużać, a usta jakby do uśmiechu wykrzywiać.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.
35