Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/439

Ta strona została uwierzytelniona.
139

raz musiałam przecie skończyć. Widzę go pod oknami co dnia, kłania mi się także i na tém koniec, przecież z ulicy oświadczyć się na migi nie można, to dziwactwo! to śmieszność! to niewiedzieć co! I tai się z sobą, ukrywa, tak że nawet dowiedzieć się niepodobna kto on taki. Nie ma najmniejszéj wątpliwości, szczebiotała daléj Elwira, że jest znakomitego rodu, to zaraz poznać łatwo z postawy, z wychowania, ze wszystkiego, ale ja w końcu zniecierpliwiłam się i postanowiłam dotrzeć.
— A! i cóżeś zrobiła?
— Pokierowałam tak zręcznie mamą, żeśmy go kryjącego się w bocznéj alei spotkały drugi raz i zaczepiłam go nareszcie.
— Miałaś odwagę? — spytała Mania.
— I ja i mama. A! i gdyby mi mama była dopomogła jak należy, więcéjbyśmy zrobić mogły, ale mama, ty znasz mamę.
— Nie mówże proszę nic na nią...
— Ty wiesz jak ja ją kocham, ale mama jest do najwyższego stopnia niezręczną.
— Droga Elwirko! matka ma więcéj od nas doświadczenia.