Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/445

Ta strona została uwierzytelniona.
145

— Mój drogi, rzekł wchodząc, przykro mi to niezmiernie, że mnie człowieka szczerze ci życzącego dobrze przywodzisz do ostateczności takim uporem. Przyjacielem mogę się zawsze zdać na coś, a postawiony w konieczności szkodzenia, narobić ci kłopotów. Rozważ proszę i nie przywódź mnie na pokuszenie i do użycia środków, które dla mnie samego są przykre.
— Rób WPan co się podoba, — rzekł Narębski, — ulegać naciskowi nie chcę, nie mogę, nie powinienem.
— Więc mam zameldować do pani dobrodziejki? — spytał Pluta.
Narębski nic nie odpowiedając ruszył ramionami i pogardliwie się odwrócił.
— Gdybym ci jeszcze dał dzień do upamiętania i namysłu?
— Otrzymałbyś tęż samą co dziś odpowiedź, — zawołał w gniewie Narębski.
Kapitan zaczął powoli nakładać rękawiczki, i zaciąwszy usta skierował się ku salonowi.