Parę dni w złowrogiéj upłynęło ciszy, w domu nic się nie zmieniło, tylko nazajutrz głośno oświadczyła gospodyni domu, że Mania bardzo źle robi iż nie chce wychodzić do salonu, że za mało bywa w towarzystwie, że w mieście należałoby się ubierać staranniéj.
Pan Feliks spuściwszy oczy w talerz, gdyż to było przy obiedzie, nie odpowiedział na to ani słowa, Mania się zmięszała tą niezwykłą dobrocią, która wycisnęła z jéj oczów, a Elwira spojrzała na matkę z podziwieniem przerażającem.
Po obiedzie dopiero mąż niemógł się wstrzymać, żeby żony nie zapytać, co by to miało znaczyć.
— Mój drogi, odpowiedziała pani Feliksowa z jakąś melancholją spokojną, dopóki niewiedziałam tajemnicy, Mania była dla mnie ubogą sierotą, dzisiaj jest twojem dziecięciem... wierz mi, jakkolwiek bolesną dla mnie jéj przytomność i widok, rozumiem twoje obowiązki i chcę je spełnić wraz z tobą...
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/459
Ta strona została uwierzytelniona.
159