trójkątną, w któréj parę jakby strychowych okien, świeciły właśnie mieszkaniu Teosia.
Kątek ten rzadko bywał zajęty przez jakiego biedaka, i dla tego, mimo wywieszonéj deszczułki oznajmującéj o apartamencie kawalerskim, Teoś po powrocie ze wsi, znalazł swą starą siedzibę niezamieszkaną i wolną. Gospodarz powitał go radośnie, bo go trochę kochał i wolał żeby mu te pokoiki coś robiły, a amatora na nie znaleźć nie było łatwo, bieda tylko zapędzić mogła. Pierwsze piętro zajmował krawiec i studenci, dół jakaś rodzina nie majętna przybyła ze wsi z dziećmi i stolarz, którego towarzystwo nie bardzo było miłem, gdyż żona go biła za poniedziałkowe z niemieckiego naśladowane hulanki. Mimo tego elementu niepokoju, wprawdzie jedynego w domu, kamieniczka jak sama ulica, dosyć była cicha. Gospodarz mieszkał w oficynie w głębi dziedzińca przytykającéj do ogrodu, a kilku maluczkich lokatorów na tyłach, bardzo się przyzwoicie znajdowali. O jedenastéj brama już była hermetycznie zamknięta i stróż kładł się spać ze
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/464
Ta strona została uwierzytelniona.
164