Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/465

Ta strona została uwierzytelniona.
165

spokojnością człowieka, który wié, że mu nic snu przerwać nie może.
Pies nawet stary, przechadzający się w wolnych od zatrudnień chwilach po dziedzińczyku, oduczył się szczekania, tak mało miał do niego powodów. Siadał czasem w progu bramy, poglądał na świat ziewając, a gdy mu się nie bardzo ożywione widowisko znudziło, szedł spać, nieczując zgryzot sumienia z niedopełnionego obowiązku.
Gospodarz był to sobie średniego wieku człowiek, który się urodził w parafii święto-krzyzkiéj, chrzczony był u Św. Krzyża, u Św. Krzyża się ożenił, chodził tam na mszą regularnie w niedzielę i święto i wedle wszelkiego podobieństwa spodziewał się z dolnego kościoła na tamten lepszy świat powędrować. Baz był w Częstochowie, co rok na Bielanach i w Czerniakowie, przypadkiem dostał się był do Mińska, rozumie się nie litewskiego, zresztą nie miał ani potrzeby, ani ochoty dalszych robić wycieczek. Żył on życiem czysto miejscowém, które mu doskonale wystarczało i dostateczném było jego