Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/479

Ta strona została uwierzytelniona.
179

Służące utrzymywały, że wcale nie były pobożne.
Po południu w dnie uroczyste na kawę przychodziła do dzieci. Tu w fotelu usadowiona prawie ciągle śmiała się i szczebiotała jak dziecię, ale o niczem więcéj, oprócz przeszłości zawsze jéj przytomnéj żywo... Niebardzo ją było można zrozumieć, ale słuchać przyjemnie. Osoby które się jéj trafiło wspomnieć po imieniu, tak dawno umarły, że nazwisk ich z życiem trudno było powiązać, i stosunków do niéj się domyśleć. Przypominała je tak dziwnie, bez powodu i jakoś nie w porę, iż połapać się z nią, gdy się żywiéj rozgadała, nadzwyczaj było ciężko.
Z rozmowy wszakże widać było, że wiele w świecie widziała i dotykała osób i rzeczy — a gdy raz otworzyła usta, wyprowadzano ją z pokoju opowiadającą jeszcze.
Ostatniéj niedzieli właśnie, była w bardzo różowym humorze, i syn wsłuchiwał się bacznie w jéj powieść, ale z wielkiem umartwieniem swojem, wątku jéj złapać nie mógł.
Wszedłszy na kawę i usiadłszy, spojrzała