Zaśpiewała dyszkantem fałszywym pani Byczkowa.
— A teraz, dodała... choćbyś mi pałace stawiał i karety posyłał, i brylanty sypał i klął się na swój honor którego niemasz... ot co....
I pokazała figę, ale tak wprost gospodyni, że ta wzięła to za wymierzoną ku niéj osobistość.
— Mężu, chociaż to jest matka... odezwała się...
— No tak, przerwała stara pani Józefowa... ja wiem że byłam matką i miałam więcéj daleko dzieci niż myślicie... ale to były te pierwsze, tego pierwszego które się nie liczą chyba na tamtym świecie... spyta Pan Bóg pokręcając wąsa — słuchaj wasani, wiele ich było powiedz szczerze, bo to nie przelewki... No! to się przyznam... była Julusia... był Mateusz i Kasper... dzieci tego który krwią się zmazał i mięsem żył... Następnie była prawda Rózia, Mademoiselle Rose, ale tę mi ukradli.. i dalibóg niewiem co się z nią stało... no! a naostatku Zacharjasz, ale to już po wszyst-
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/482
Ta strona została uwierzytelniona.
182