Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/483

Ta strona została uwierzytelniona.
183

kiem... i potem noc... muzyka gra a ja tańcuję wypłakawszy oczy... Gdzie ta róża? gdzie te muszki! podajcie mi wachlarz tego co z amorkami... wszystko mi sprzedali i pokradli... nawet sygnet z jego włosami... nie! nie! rzuciłam go do Wisły! bierz diable co twego.
Pani Zacharjaszowa mrugnęła na służącą aby staruszkę wyprowadzili, bo już dłużéj tych bredni znieść nie mogła; ale po odejściu jak kwaśno spojrzała na zadumanego męża.
— Powiedzże mi... to ona chyba istotnie miała wprzód innego męża!
— Ale gdzie zaś, odparł Byczek, nigdy o tém nic nie słyszałem... mówi, jak widzisz, trzy po trzy.
— No, kiedy po imieniu liczy dzieci.
P. Zacharjasz ramionami tylko ruszył, wiedział co, czy był w nieświadomości zupełnéj, tego trudno odgadnąć... ale to pewna, że nigdy nic o tem nie mawiał żonie.
Taki był skład owego domu, nad którym rozszerzyliśmy się może trochę na pozór zbytecznie, uczyniliśmy to jednak nie bez wa-