Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/491

Ta strona została uwierzytelniona.
191

nieniu go do pracy. W dziesięciu leciech już Maciek głębiéj nad sobą zastanawiać się zacząwszy, uczuł sam wreszcie potrzebę stałego zajęcia; ale piasek był ciężki, tani i jeszcze go obwoływać musiał na całe gardło, obwarzanki nie dawały dochodu stałego i kusiły do zjadania procentu, Kurjerek wymagał dużo bieganiny, a nie wywdzięczał się tak sowicie by można w tydzień kupić dobra i żyć sobie spokojnie.
Nie wiem jak i kiedy pierwszy raz dzieciak za Teosiem niosąc paczkę, któréj się podjął, wdrapał się aż do jego mieszkania i popatrzywszy w oczy paniczowi, poskrobawszy się po głowie, sam mu od niechcenia na służbę się nastręczył.
— Ja nie mam co robić proszę pana, — rzekł, — ot jabym panu służył! Pan mi tam czasem rzuci jakiego groszaka, a ja nie żądam wiele, bo się co przy jegomościuniu nauczę.
— Mój kochany, — rzekł uśmiechając się Muszyński, — ja nie mam za co sług trzymać, wody mi i stróż przyniesie, suknie so-