Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/510

Ta strona została uwierzytelniona.
210

zgromadzeniach, w których długo się przesiaduje a jak najmniéj robi, wreszcie kto wie, jaka może prezesura, jednem słowem otium cum dignitate.
Jednego więc dnia, gdy Teoś wszedł do niego z korrektą okładek i ogłoszeń, zatrzymał go w izdebce po za sklepem, gdzie był wielki magazyn dzieł nakładowych zagrożonych sprzedażą na wagę, bo inaczéj już jakoś w handlu iść nie chciały. Życie jego było bardzo skromne, zwykle gdy pilne miał sprawy, w téj izdebce ciemnéj, któréj okno nie myte od lat kilku patrzało w brudny dziedziniec, podawano mu z bliskiéj garkuchni na odrapanych talerzach śniadanie, i teraz właśnie chłopiec, który pełnił obowiązki sklepowego razem i pańskiego sługi, przybiegł niosąc gorące kiełbaski z parą kufelkami piwa. Stoliczek na którym się tam jadało, mieścił na sobie i księgę rachunkową ogromną i papiery, a ściśle biorąc, mógł po rogach pomieścić jeszcze parę talerzy.
Tu Drzemlik zaprosił Teosia na śniadanie, które podano bez ceremonii, część przyrzą-