kiełbaski i ustawił na księdze rachunkowéj, do podobnéj posługi przywykłéj, woniejącą przekąskę między dwoma biesiadnikami, Drzemlik usiadł pierwszy wskazując Teosiowi miejsce na przeciw siebie, talerz i widelec żelazny. Blada jego twarz ożywiła się do jadła, pociągnął nosem z uczuciem gastronoma, który wietrzy specjalik.
— No! jedzmy, rzekł, rozmowa nie wystygnie a kiełbaski ostygnąć mogą, gdy się najemy, pogadamy o interessach.
— Są więc interessa? spytał Teoś.
— Może się znajdą — jedz no dobrodzieju, kiełbaski, niech ich djabli, nigdzie takich nie jadłem jak w Warszawie, a byłem przecie w Niemczech. Teoś nie zdawał się wcale zachwycony, szkosztował trochę, zakąsił chlebem, popił piwem i bardzo prędko obszedł się ze swoją porcją.
— Co? już nie jesz?
— Jużem zjadł.
— Nie lubisz jeść?
— Kiedym głodny.
— No! a teraz?
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/514
Ta strona została uwierzytelniona.
214