Patrzano na niego z góry gdy tak spiesząc wychodził z domu i pani Samuela ruszyła ramionami znacząco, ale go to nie wstrzymało. Głośno kazał się wieść do księgarni i wpadł do niéj widocznie pomięszany.
Za stołem siedział Teoś i coś czytał — spokojnie, z uśmiechem powitał pana Feliksa.
— Na rany Boże! cóżeś to zrobił! — zawołał Narębski rzucając kapelusz o podłogę, co cię zmusić mogło, do téj zmiany stanu? Czyżeś nie uczuł, że cię to odosobni, oddali, wyłączy i uczyni prawie niepodobném zbliżenie się do świata, do którego przecie jesteś przeznaczony?
Teoś uśmiechnął się wskazując krzesło gościowi.
— Żebym się miał bardzo zakochać w tym stanie, tego nie powiem, rzekł powoli, ale są okoliczności, w których się przyjmuje wszelką pracę jaka się nadarzy, gdy się nie chce łask przyjmować. Powtóre, dla czegóż stan jakikolwiek, dziś jeszcze ma wyłączać i odosobniać? — tego, przyznaję się, nie pojmuję.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/531
Ta strona została uwierzytelniona.
231