małpowanie jenjuszu, pożyczanie inwencyi... sukienki nowe szyte ze starych gałganów.
Powiedzcie mi, czy są jeszcze ludzie coby kupowali książki?
I począł się śmiać kładnąc ręce w kieszenie.
— Do czego się to zdało? człowiek bez nich wybornie obejść się może, a papier czysty daleko jest ładniejszy od zamazanego. Jeszczeż niby nauka... jak sobie chce... cóś to tam ona mówić może, ale literatura, mój Narębski, naucz mnie do czego ona służy?... ja na honor, niepojmuję, od stu lat jedno paplą i coraz gorzéj!
Ale przepraszam, nie o tém mówić chciałem... zaszedłem tylko postrzegłszy chmurne oblicze pana Feliksa... Jakże zdrowie? co słychać w domu? Musisz diable tryumfować nademną żeś mi drzwi pokazał... ale powoli... ja zawsze mam coś w zapasie...
Jakże to się nazywa ta wychowanka wasza, Marya Jordan? jeśli się nie mylę... nie prawdaż? tak?
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/538
Ta strona została uwierzytelniona.
238