Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/541

Ta strona została uwierzytelniona.
241

steś... ja także... zobaczymy kto dotrwa do końca.
Ja mogę ci zaręczyć, dorzucił z uśmiechem, przez czystą miłość ludzkości zajmę się szczerze odszukaniem rodziny Jordanów, i mam nadzieję, że ją znajdę...
— Gdyby się i znalazła, porwał się wreszcie poruszony Narębski — zechcąż mi gwałtem odbierać dziecię, które chowałem, które się przywiązało do mnie jak ja do niego?
— A już to ja w tem, że zechcą, zaśmiał się Pluta nic nie zważając na księgarza.
— Będąż mieli prawo?
— Rodzinne związki są święte, pozostanie ci wiekuista wdzięczność familii, ale dla ubogich ludzi, do których, zda mi się, Jordanowie należą, dwoje rąk pracowitych, twarzyczka ładna, dziewczyna wychowana starannie, to nie ciężar, ale dar Boży... sierota im będzie pomocą w domu.
Narębski mimo charakteru łagodnego, okazywał coraz wzrastający gniew już mający wybuchnąć, a wstrzymywany tylko przytomnością obcego człowieka.