Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/545

Ta strona została uwierzytelniona.
245

— Ale byćże to może? tyle w niéj dystynkcyi, tak śliczna twarzyczka!
— Polne kwiatki, — rzekł Feliks, — bywają czasem od oranżeryjnych piękniejsze.
— Więc sierota, no! ale dziecko szlacheckie, i ród zapewne.
— O! nie łudź się proszę — ród ubogi i nieznany.
— Zadziwiająca! surprenant! — zawołał Baron, — byłbym przysiągł, że ta istota tak powietrzna, tak miluchnie śliczna i idealna, jest, a przynajmniéj warta być księżniczką.
— Że lepszego losu warta, to pewna, — odparł z westchnieniem mimowolném Narębski, ale biedna bardzo, ani ojca, ani matki, ani krewnych.
Baron odprowadził go jeszcze daléj na stronę ku pułkom z książkami, które podsłuchać nie mogły zwierzenia.
— Mówiłem ci, zdaje mi się, szepnął, że miałem myśl starania się o Jenerałową, ale po zdrowym namyśle... musiałem się jéj wyrzec — to partja ze wszech miar byłaby dla