dojść, czy tędy przechodziły skóry... i dratwy... wątpliwość wzrosła, gdyż zamiast tego charakterystycznego zapachu, uczuł tylko woń świeżo zjedzonego i wcale pono nie złego obiadu.
Na odgłos dzwonka wybiegła mała dziewczynina w różowéj sukieneczce z włoskami w tył zaczesanemi, z oczkami ciekawemi i kładnąc ręce w fartuszek z dygiem spytała, czegoby kapitan potrzebował.
— A przychodzę do pana Kirkucia, rzekł.
— Tatko na górze w czeladnéj, gdzie pracują, ale go zaraz poproszę... niech pan będzie łaskaw do pokoju.
To mówiąc dziewczę otworzyło drzwi i ciekawie przypatrując się Plucie, weszło z nim razem do porządnego bardzo niby na bawialny urządzonego pokoju.
Nie był wcale tak skromny, jak się kapitan spodziewał, ale téż nie tak wytworny jak bywa u lada zbogaconego rzemieślnika, co się już poczyna brzydzić i wstydać tego, co mu chléb dało.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/566
Ta strona została uwierzytelniona.
6