pychą plebejuszowską. Szewc ten w swéj kapocie szaréj, taką miał minę pańską, wspaniałą a imponującą, taki wyraz zdrowego rozsądku na czole a prawego charakteru w całém obliczu, że kapitan, który sobie obiecywał zażyć go z mańki, stanął dosyć zbity z toru, i gdy go pan Kacper zapytał, czego by sobie życzył? oprzytomniał dopiéro, wracając do myśli pierwotnéj utorowania sobie drogi pochlebstwem...
— Pan Kirkuć? zapytał go z ukłonem...
— Tak jest, Kacper Kirkuć. do usług, odparł stary poważnie.
— Przepraszam, jeżelim pana oderwał od pracy dla małéj rzeczy...
— Nic to! chodziłem do czeladzi... ale czemże służyć mogę?
— Masz pan do czynienia z nieszczęśliwym człowiekiem, dodał kapitan, nieszczęśliwym z powodu wydelikaconéj nogi, któréj nikt dogodzić nie umie. Zalecono mi pana, jako jednego z artystów w swoim rodzaju, i sława jego mnie tu z choremi przypędziła nogami.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/569
Ta strona została uwierzytelniona.
9