Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/570

Ta strona została uwierzytelniona.
10

— Moja sława? odparł uważnie patrząc w oczy przybyłemu stary Kirkuć, na którym pochlebstwo to żadnego nie zrobiło wrażenia i lekki tylko wywołało uśmiech na usta. Moja sława? ale to być musi jakaś omyłka, mój mości dobrodzieju? ja niemam wcale sławy w mojém rzemiośle... Nie robią u mnie gorzéj jak u innych, niesądzę, żeby lepiéj... któż to tak WPanu nagadał?
— Kto? wszyscy! niezrażając się rzekł kapitan... cała Warszawa! prawdziwie sławni ludzie nigdy niewiedzą o swej wielkości... przecież sto osób mi mówiło: niema butów jak u Kirkucia.
P. Kacper ruszył ramionami i uśmiéchnął się podejrzliwie.
— Jakieś to bałamuctwo, rzekł powoli — chybaby dwóch majstrów było jednego rzemiosła w naszem mieście, o czém, przyznaję się, niewiém. Co do mnie, mój mości dobrodzieju... sam własnemi rękami od dawna nic nie robię, nie żebym się uczciwéj pracy wstydził, bom nią na chléb powszedni zarobił, i wierzę, iż niema rzemiosła nieszlache-