Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/571

Ta strona została uwierzytelniona.
11

tnego, ale i oczy mi już i ręce nie służą... Wziąłem się więc do wyrabiania z liczną czeladzią gotowego obuwia, które późniéj rozwozi się po jarmarkach i sprzedaje w kraju.
Pilnuję tylko, aby to się dokonywało sumiennie, aby materyjał nie był tandetny, szycie porządne, i aby but człowieka, który go chce miéć taniéj i gotowym znaleźć, nie gorszym był od robionych na urząd... Mam u siebie kilkaset par butów, za których moc i robotę ręczę... może sobie pan wybierzesz.
— Ale tu nie o mnie chodzi, odparł kapitan ruszając ramionami, ja się spodziewałem, że mi pan każesz coś takiego zrobić, do mojéj fantazyi, co by mnie nareszcie zadowolniło.
— Wątpię, bym panu dogodził, rzekł Kirkuć zimno — my robimy buty porządne, ale dla nóg niepopsutych pieszczotami... Zresztą, jeśli się podoba, zawołam tu mojego pierwszego czeladnika... i zadysponujesz sobie asindziéj, jak wola i łaska.
— Jednakże, jak się to stało? spytał kapitan, żem tyle słyszał o panu i jego sztuce?