Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/574

Ta strona została uwierzytelniona.
14

uskarżać się nie mogę, ręce mi służą jeszcze jako tako; nie pójdę pukać miłosierdzia do drzwi niczyich.
— Jest to uczucie godne najwyższéj pochwały, dorzucił Pluta, ale zawsze, — WPan jesteś żonaty? — spytał nagle.
— Owdowiałem! — rzekł cicho Kacper.
— Więc to zapewne córeczka.
— To jedna z moich córek.
— Właśnieby Jenerałowa z łatwością, sama dzieci nie mając, edukacyją tak blizkich krewnych zająć się mogła.
— A cóżeś to WPan przyszedł po buty? — zawołał zniecierpliwiony nagle stary, — a prawisz mi o edukacyi?
— Cha! cha! gawędziarstwo! — przepraszam! — rzekł Pluta, — ci co mnie znają, wiedzą, że gdy raz pocznę...
— Jesteś pan żonaty? — spytał z kolei szewc wpatrując się w niego.
— Nie, chwała Bogu! — odpowiedział kapitan trochę zmięszany.
— To wielkie szczęście, — dokończył pan Kacper, bo gdybyś WPan ubogim będąc, bo-