zdaje mi się, w księstwach Szlezwigu i Holsztynu.
Widać było, że poczciwy szewc nie bardzo zrozumiał, bo głową pokiwawszy usiadł na krześle przy kapitanie i podał mu otworzoną tabakierkę. Pluta, który się zbliżyć pragnął, a był zawsze w gotowości użycia ku temu wszelkich środków, choć nie cierpiał tabaki, wziął ogromną jéj dozę i tak zręcznie przytknąwszy ją do nosa pociągnął wysypując z palców na ziemię, że Kirkuć o mało powtórzenia, widząc tę łapczywość, nie zaproponował.
— I byłeś pan ranny? — spytał Kirkuć.
— Dwanaście razy — rzekł żywo kapitan, z których trzy od kuli armatniéj.
— Jakto? bez żadnego szwanku?...
— Nader szczęśliwie, jednakże po dziś dzień czuję rany. Ale wracając do jenerałowéj, dodał powoli, więc to istotnie siostra pańska.
— A! siostra! — rzekł szewc, ot dziwne losu koleje!
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/576
Ta strona została uwierzytelniona.
16