Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/577

Ta strona została uwierzytelniona.
17

— I pan z nią wcale żadnych nie masz stosunków?
— A do czegoby one mi się przydały?
— Jużcić, — rzekł Pluta, — to osoba pełna dobroci, osierocona, osamotniona, bez rodziny, możeby i rada była, gdyby familija się do niéj zbliżyła.
— Mogłaćby ona zbliżyć się do familii.
— Nie wie przecie jak będzie przyjętą, a boli zostać odepchnionym.
Szewc podniósł głowę.
— Powiedzże mi pan otwarcie, — odezwał się, — czy ona cię tu przysłała?
Kapitan udał pomięszanego, począł się jąkać, spuścił oczy.
— Ale gdzie zaś! — rzekł dając się domyślać przeciwnie.
— Familija nie odstąpiła jéj, mówił szewc powoli, ona sama się wyrzekła nas... trudno się nabijać, a Bóg tam raczy wiedziéć jakbyśmy przyjęci zostali.
— Przecież pan Mateusz, — dodał śmiało kłamiąc Pluta, — bywa tam i winien jéj spokojny chleba kawałek.