— Co téż to pan nazywasz los zrobić? surowo odrzekł Kacper, — los dla niéj to pójść za poczciwego, równego jéj stanem rzemieślnika, który ją i kochać i szanować będzie, który z nią podzieli pracę i troski życia. Dla tego to u mnie ani guwernantki, ani fortepianu WPan nie widzisz, ale sekstern i pończochę. Los dla niéj! jaki? — dodał szewc, — wyjść za jakiego eleganta, któryby się kazał wyprzeć starego ojca i wstydzić rzemiosła, co mu chléb dało? któryby białemi rączkami zgarniał to, com ja namuloną zarobił dłonią — a w końcuby ją odepchnął i wzgardził. A to śliczny los! — powtórzył Kirkuć, — niech go jasne... przepraszam.
Urwał p. Kacper szybko, gdyż miał i znał do siebie tę wadę, że gdy trochę się zagrzał, zwykł był piorunami sadzić, jak burza sierpniowa, a djabłami szafować, jak przekupka. Wstrzymał się jednak od tych wykrzykników przy obcych, i gdy, jak dziś, mimowolnie mu się co wyśliznęło, mocno go to frasowało.
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/582
Ta strona została uwierzytelniona.
22