Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/591

Ta strona została uwierzytelniona.
31

czem, lata uczą rozumu i gaszą zapały, a w dodatku wypróżniają kieszenie.
— Fi! ale cóż znowu? wiecznie tak nieznośny pan jesteś,
— Natura! natura! Uważałaś pani kiedy, dodał, że na starość w człowieku, co tylko miał za młodu niepotrzebnego jak najbujniéj wyrasta, naprzykład brodawki, naroście i znamiona... otóż tak i z przywarami... nietylkom się ich nie pozbył, ale mi powyrastały, nadto bujnie. Tandem, moja dobrodziejko co porabiasz?
— No cóż? no cóż? odparła z trochą dumy pani Adolfina, żyję z mojego majątku i mieszkam w Warszawie!
— Z majątku? spytał kapitan... co u licha, a zkądże się on asińdźce wziął?
— Przecież miałam męża... odparła piękna nieznajoma.
— No! i dzieci? zapytał śmiejąc się Pluta.
— A! niestety! nigdym ich nie miała?
— No! to chwała Bogu! jesteś wolna jak ptaszek i używasz świata zapewne... rzekł kapitan zacierając ręce... boć rozum masz...