— Niechże siedzi sobie szczęśliwie, stukając szklanką o stół z nowym wybuchem niecierpliwości zawołał Pluta, powstając — niech on siedzi, siedź ty i niech was...
Kirkuć uczuł niebezpieczeństwo, Pętelka się zaczerwienił... oba zmięszali, spojrzeli po sobie.
— No to tego, kiedy tak! rzekł Pętelka...
— Cóż WPan chcesz wiedziéć? zapytał Kirkuć.
— Co? czy doszedł że Maryja jest córką Jenerałowéj? czy są ślady czarne na białem? czy mamy dowody, czy ich nie mamy.
— Otóż niemamy... rzekł Kirkuć stanowczo, a jednak to jest człowiek jenijalny...
Pluta już był przywiedziony do tego stanu, że mu wyrazów zabrakło, włożył kapelusz i chciał odejść. Mateusz to spostrzegł i zżymnął się poglądając ku Pętelce jakby mu chciał powiedziéć: Otóż to patrz co ja cierpię z tym człowiekiem!
— Idź! idź pan kiedy niemasz cierpliwości słuchać, zawołał rozgniewany, a to się największéj rzeczy nie dowiesz...
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/600
Ta strona została uwierzytelniona.
40