o czem nigdyśmy niewiedzieli..... ale to cała historyja.
— Mów choć połowę, rzekł zaciekawiony kapitan zabierając się do spreparowania drugiéj szklanki groku... mów, bardzo proszę... A też ta matka chyba ma lat sto!
— No! nie tyle... ale staruszka być musi...
— Zaczniesz ty kiedy Kirkuć? spytał Pluta.
— Może lepiéj niech on sam opowie...
— Mówcie dwóch byle prędzéj! krzyknął kapitan... mnie pilno! na miłość Bożą...
— Bo to było tak... począł Pętelka.
— Ale czekaj, ja to krócéj mu opowiem... podchwycił Kirkuć.
— Kiedy tego to tego! jak chcesz! mów.
Nie było sposobu wyplątać się z wstępnych kołowań niezręcznych opowiadaczów. Kirkuć pił i płakał trochę z rozczulenia, trochę od trunku, Pętelka zaczynał od tego i kończył na tego.
Kapitan wrzał.
Znalezienie pani Jordanowéj napędzało mu myśli różnych do głowy, chciał być sam
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/602
Ta strona została uwierzytelniona.
42