po któréj westchnienia latając próżno szukały przeszłości. Może... dosyć, że tak długo żony, i dwóch córek swych nie widział, iż okrzyk stłumiony pani Samueli, przypatrującéj mu się ze zgrozą, wyrwał go dopiéro z tego stanu extazyi czy upojenia.
Stanął i przeobrażenie jakie wedle mytologii miął robić widok głowy Meduzy, spełniło się na nim w mgnieniu oka.
Rozpromienienie znikło, fantazyja uleciała, został człowiek przelękły, podbity, zimny, prawie drżący, jak zbrodzień schwytany na uczynku.
— Feliksie! — zawołała Narębska, — co ci jest? co ci się stało? prawdziwie?
Narębski milczący obracał się w słup jakim bywał w domu, oczy jego błądziły już bez wyrazu, a usta otwarte nie mogły znaleźć dźwięku, którymby się odezwały.
— Feliksie — co ci jest? — powtórzyła Narębska.
— Co mi jest? ale dla czegóż ma mi coś być?
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/623
Ta strona została uwierzytelniona.
63