Jenerałowa trochę pomięszana zatrzymała się, ale wnet oprzytomniała; rumieniec prześliznął się po twarzy i znikł ustępując miejsce bladości straszliwéj.
Nie rzekła już ani słowa, w milczeniu wsiadła do karety i rozkazała wieść się do domu.
Narębski zataczając się, chory i złamany, powolnie powlókł się ulicą, ale niewiedział ani dokąd idzie, ani co się z nim dzieje. Śnieg padał w najlepsze, nie czuł go wcale i byłby niewiem gdzie zaszedł, gdyby głos barona Dunder uprzejmie zapraszający go do powozu, nie przerwał tego przykrego stanu.
Machinalnie wsiadł do niego Narębski, a baron, który dla obcych zawsze wyborny humor przybierał, i wymagał po drugich, aby mu się z wesołą przedstawiali twarzą, uderzony został ponurą fizyjognomiją człowieka, którego do swéj karety przypuścić raczył.
— Chory pan Narębski? zapytał go po chwili... cóś widzę?...
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/635
Ta strona została uwierzytelniona.
75