— Panie Baronie, rzekł poważnie chwytając jego rękę i ściskając ją silnie tak, że Dunder nieco syknął poczuwszy ten szlachecki uścisk aż w kościach — panie Baronie, mówmy otwarcie.
— Oui c’est ça.
— Przyjmując ten tytuł, spodziewam się i wiem żeś musiał z nim wziąć pojęcia nasze o honorze i świętości słowa... naprzód więc słowo uczciwe, że tajemnicy dochowasz...
— Allons donc! niech tak będzie... słowo! rzekł zaciekawiony Baron.
— To dziecię, ta sierota... jest moją córką, odezwał się ze wstydem spuszczając oczy Narębski..... nosi imię przybrane, nie właściwe.
— A matka? zapytał Dunder.
— Nie chcę i nie mogę jéj wyjawić.
Dunder uderzył się w czoło śmiejąc.
— Gdzieżem miał mój spryt! rzekł z francuzka... rozumiem... matką jest Jenerałowa.
Narębski zamilkł.
— Nie idzie o to kto matką, odezwał się po przestanku, wśród którego kroplisty pot
Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/638
Ta strona została uwierzytelniona.
78