Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/645

Ta strona została uwierzytelniona.
85

I Elwira tupnęła nóżką, bo przywykła była do posłuszeństwa — a sierotka z oczyma trochę załzawionemi poszła nareszcie za nią.
Baron choć prawił dziwnie napuszone wysmażone grzeczności pani Samuelowéj, która go, leżąc w fotelu dla nadania sobie dobrego tonu, słuchała z przymrużonemi oczyma, trzymał swój bukiet w ręku i patrzał wciąż na drzwi.. Ledwie się Mania pokazała, porwał się z krzesła i z uśmiechem pobiegł na jéj spotkanie.
— Pozwoli pani... rzekł głosem który stał się prawie drżącym, — abym jéj także ofiarował uśmiech wiosny wśród zimy... są to tylko proste, skromne róże... ale innego kwiatu nie mógłbym, nieśmiałbym u stóp jéj złożyć... one najlepiéj przypadają do jéj wdzięku i młodości... pani przy nich jak jedna z nich i królowa będziesz wyglądać.
— Brawo baronie! przerwała krzywiąc się z zazdrości Samuela, gdy Elwira ruszała ramionami i krzywiła usty — ale mi popsujesz moją wychowankę takiemi pochleb-