Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/657

Ta strona została uwierzytelniona.
97

— Kochany panie, rzekł Teoś, wdzięczen jestem szczerze za twą grzeczność, ale sam powiedz czy to zrobić mogę. Pani by mnie nie przyjęła, pan za swe demokratyczne zasady przeprowadzane tak konsekwentnie musiał byś cierpieć, a ja wyrzucałbym sobie zakłócenie twéj spokojności.
— Surowy jesteś, rzekł Narębski.
— Widzę jasno i nie łudzę się.
— Ale to czasem potrzeba nie tak jasno widziéć i nie tak niewolniczo poddawać się ludziom i losowi.
Na to zdanie wyrzeczone przez człowieka, który poddał się sam kobiecym rządom, Muszyński uśmiechnął się nieznacznie.
— Jakże się tam mają u pana? zapytał.
— Zawsze jednakowo.... wiem, wrzucił z uśmiechem, że ci chodzi o Manię, ta zdrowa... no! i jest nowina, ma kogoś co się w niéj seryjo zakochał, zapalił, oszalał, już tam niewiem jak powiedziéć.
Muszyński mimo wielkiéj mocy nad sobą pobladł, ale nieśmiał się odezwać, aby nie zdradzić.