Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/662

Ta strona została uwierzytelniona.
102

— Owszem, rozumiem cię doskonale, tylko nie widzę prawa, by ktoś w imie miłości śmiał podawać rękę na całe życie istocie, któréj szczęścia zapewnić nie może!
— Egoista! — wykrzyknął Narębski, — ubieraj to jak chcesz! obrzydliwy to egoizm zawsze — i duma; — boisz się pracy, ciężaru obowiązków, wolisz swobodę czczą i zimną, niż ubóstwo Boże przy trudzie.
Muszyński westchnął.
— Być może, — rzekł, — nie umiem powiedzieć co mi tak postąpić każe, ale sumienie czuję w sobie, które powtarza mi, że inaczéj uczynić nie mam prawa. Więc skrzywione sumienie?
— Podobno! — rzekł Narębski kwaśno, — a ja przynajmniéj nie rozumiem ciebie.
— Drogi i kochany panie, — przerwał rozczulony Teoś, chwytając go za ręce obie, — pomyśl trochę, zastanów się, a zrozumiesz mnie. Po tém coś mi powiedział dzisiaj, mniéj może niż kiedy miałbym prawo odezwać się o rękę panny Maryi, gdy inny los świetniejszy daleko jéj się trafia. Coby to było