Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/668

Ta strona została uwierzytelniona.
108

— Więc to tak! — zawołała, — dla czegóż znowu tak obojętnie patrzysz na to?
— Bo nie widzę w tém szczęścia dla niéj.
— To więcéj niż szczęście! to los! — odparła nieopatrznie pani Narębska.
— Jakto? co chcesz mówić? spytał Feliks, ale pani chwyciła się za głowę i udała, że nie słyszy, aby się ze zbyt naiwnego wykrzyknika nie tłumaczyć.
— Mania wątpię żeby do niego przywiązać się mogła, zdaje mi się, że Teoś byłby dla niéj stosowniejszym.
Narębska spojrzała zdziwiona.
— Seryjo? — spytała.
— Tak sądzę...
Małżeństwo tak w téj chwili daleko stanęło od siebie, że rozmowa jakby cudem jakim od razu się przerwała.
Pani też potrzebowała się dobrze namyśleć nad dalszemi następstwy tego czego się dopiero teraz dowiedziała. Pragnęła bardzo pozbyć się Mani, ale wydać ją zbyt świetnie, gdy Elwira zostawała w domu z niepewną przyszłością, bolało serce macierzyńskie, od-