Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/670

Ta strona została uwierzytelniona.
110

tak, że najbieglejsze oko nie dostrzeże w tém podrobienia.
— Mężczyzna nim się namyśli jakby oczy ludzkie oszukał, nim co znajdzie, nim wypełni co zamierzył, już baczne wejrzenie odkryje go i zgadnie, kobieta instynktem dokonywa w mgnieniu oka, co jéj podyktowała natura sama. Nie potrzeba tu nawet wielkiego dowcipu i przebiegłości, najpospolitsza to potrafi. A panna Elwira znowu w tém najpospolitszą nie była wcale, owszem, jeśli jéj zbywało wielu kobiecych przymiotów, instynkt ów posiadała w bardzo wysokim stopniu.
Więc w chwili prawie, gdy mimowolny wykrzyk z ust jéj się wyrywał, szal z ramion spadać zaczął i tak jakoś dziwnie się zsuwał, że pochwycić go nie było podobna, dopóki piękny nieznajomy nie nadszedł, nie zatrzymał się, nie ukłonił i słowem jakiemś uwięziony, nie stanął przy pannach na trotuarze.
— A to pan! — zawołała Elwira udając, że go dopiero teraz postrzega.