Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/674

Ta strona została uwierzytelniona.
114

Młodzieniec nie zaprzeczając zarumienił się, Plutą zrozumiał, że tam coś być musiało.
— Głupstwo robisz, — rzekł po cichu biorąc go pod rękę, — że taką śliczną partyję odpychasz, jeśli ci panna sprzyja.
— Ale to partyja nie dla mnie!
— Cóż to kaleka jesteś, czy w sekrecie masz lat siedmdziesiąt jak S. Germain? o tobym cię nie posądził. Ja znam Narębskich dobrze i dawno, — dodał z cicha.
— Pan ich znasz? — spytał młody człowiek.
— Wejdźmy do Lursa, — rzekł Kapitan, — proszę cię na czekoladę, lub jeśli wolisz na kieliszek wódki, albo na czekoladę i wódkę, to i na to gotów jestem, opowiem ci całą historyją Narębskich.
— Ale ja się spieszę.
— Wy się zawsze spieszycie, — przerwał śmiejąc się Kapitan, — napędzisz interessa, a dowiesz się czego ci prócz mnie nikt nie powie.