Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/678

Ta strona została uwierzytelniona.
118

cicha intryżka, a że jéj dam radę, bądź spokojny.
— Ale zkądże znowu tak gwałtowne chęci poratowania mnie? — spytał ośmielony młodzieniec.
— Dziękuję ci, jesteś szczery, ja to lubię, — przerwał potrząsając rękę jego Kapitan — odpłacę ci wzajemnością... mam w tem własny interes. Rozumiesz, jest to najlepsza rękojmia jaką ci dać mogę, że postąpię sobie z największą gorliwością...
— Ale dajmyż temu pokój.
— Daję ci trzy dni do namysłu! a potém, słuchaj, dwa słowa i stoisz na aksamicie, panna twoja. Honorem kapitana Pluty ci zaręczam.
Zatarł ręce z wyrazem nietajonéj złośliwości.
— Ma się rozumieć, dodał, że przyszłego szczęścia nie hypotekuję na mojem sumieniu... daléj wszystko już od pana zależy... jak sobie pościelesz tak się wyśpisz... a jeśli pościeli nie przygotujesz, możesz nawet cał-